UFC 165: OMIELAŃCZUK ZNOKAUTOWAŁ GUELMINO!

Daniel Omielańczuk (16-3-1) pokonał podczas gali UFC 165 Austriaka Nandora Guelmino (11-5-1), udanie debiutując w szeregach najpotężniejszej federacji światowego MMA. Przy okazji został pierwszym w historii naszym rodakiem walczącym w UFC w królewskiej kategorii.
Polak zaczął wszystko wysokimi kopnięciami oraz celnym kopnięciem w okolice wątroby. Zdominował początek w stójce, co trwało dobre półtora minuty. Potem wszystko rozgrywało się przy siatce, aż do przerwy. Zaraz po niej Daniel zranił swojego przeciwnika potężnym lewym sierpowym, za moment w parterze poszedł po "kimurę", jednak nie wykorzystał swojej okazji i do końca przeleżał już na plecach, przegrywając bezsprzecznie ten fragment pojedynku. O wszystkim miała więc zadecydować ostatnia odsłona, tylko że obaj byli tak wyczerpani, że praktycznie słaniali się na nogach. I gdy wydawało się, że to sędziowie zadecydują o zwycięstwie jednego bądź drugiego, Omielańczuk na 105 sekund przed końcem potyczki wystrzelił lewym prostym na samą szczękę Guelmino. Ten padł niczym kłoda, a Daniel jeszcze dobił go "młotkiem", zmuszając arbitra do wkroczenia do akcji.
Co do "reszty" walki - mam bardzo mieszane uczucia...
Początek pierwszej i drugiej rundy nawet niezły, a potem Daniel praktycznie nie istniał.
Kondycja w sumie chyba nie była nigdy atutem Omielańczuka, ale odnoszę wrażenie, że mógłby to być gwóźdź do trumny w walce z lepszym rywalem.
Chyba, że problemy kondycyjne wynikały bardziej z nerwów, niż ze złego przygotowania - nie mam pojęcia.
Tak czy inaczej - wygrał, ładne KO było, o reszcie można zapomnieć. ;)
Niestety ale Daniel po raz pierwszy przygotowywał profesjonalnie do debiutu w UFC i wcześniej nie miał możliwości by zaliczyć tak ciężki obóz.
Uważam że pierwsze starcie na duży plus, bo pokazał serce i po zaliczeniu kilku mocnych obozów wróci mocniejszy.
Na pewno dobrze o nim świadczy, że na tak ogromnym zmęczeniu potrafi ulokować czysty cios, który przesądza walkę.
Ciężki obóz, aklimatyzacja więc bardziej "dochodzenie do siebie" po przylocie, niż odpoczynek, zrzucanie wagi (chociaż nie wiem, ile zeszło w czasie tego obozu u Daniela), stres.
Cóż, sporty walki to ciężki kawałek chleba, niestety bardzo nieliczni mogą sobie pozwolić na to, by podporządkować wszystko treningom.
Najważniejsze, że jest wygrana i pozostaje czekać na to, co dalej. :)
Pozdrawiam